sobota, 19 października 2013

autor Chester Kuja



  
 
Dobrze, że to całe powitanie mamy za sobą a Morticia nie zaczęła tak jak planowała samą zupą marchewkową bez dzień dobry ani pocałujcie mnie w...
Podczas, gdy aktywność mojej lepszej połówki będzie prawdopodobnie kręciła się wokół przepisów kulinarnych i recenzji kosmetyków (strzelam, tak naprawdę nie mam pojęcia), nie mam za bardzo pomysłu na moją tu egzystencję. Dlaczego w ogóle tu jestem, osoba, która nawet nie ma konta na fejsie i z uporem godnym lepszej sprawy odmawia jego założenia? Najlepiej chyba sparafrazować słowa Julesa z Pulp Fiction: "Moja dziewczyna jest blogerką, wiec i ja jestem blogerem." Nie będę udawał, że gdy usłyszałem, że popularne blogi zarabiają na reklamach kupę kasy, kompletnie mnie to nie obeszło. Dajcie spokój, kto by nie chciał zbijać kokosów za pisanie co mu ślina na język przyniesie? Ale nie ma co się oszukiwać, perspektywa to dla mnie tyleż kusząca co nierealna. Co mi więc pozostaje? To w czym każdy jest dobry, a na co język angielski ma eleganckie słówko brzmiące "bitching". Przyznam, że to też kuszące, fantazjowanie, że jestem jakimś Markiem Hunterem, wysyłającym w eter co mi aktualnie leży na wątrobie. Morticia chce, żebym był "pozytywny", cokolwiek to znaczy, ale nic nie obiecywałem.

   Zastanawiałem się nad samą ideą pisania bloga. Chyba nie ma osoby, która by uważała, że nie ma nic interesującego do powiedzenia do ogółu. Łatwiej spotkać jednorożca w parku niż idiotę, który ma świadomość, że jest idiotą i tyle przyzwoitości, by nie zawracać innym głowy. Niemal każdy chce być wysłuchany, a przede wszystkim doceniony i uznany. W dawnych czasach jednak sprawa była utrudniona. Osobnik taki musiał przejść się na targ czy równie uczęszczane miejsce, wdrapać się na beczkę po śledziach i zacząć wywrzaskiwać to, co akurat uważał za bardzo istotne. Oczywiście wymagało to albo strasznej głupoty, albo olbrzymiej pewności siebie, najczęściej obu. Nie wspominając już, jak ryzykowne to było. I nie mówię tylko o ryzyku wyjścia na kretyna, ale o odpowiedzialności za swoje słowa. Droga od beczki po śledziach do domu blokowana przez wkurzony tłum mogła być bardzo trudna. Patrząc na to z tej perspektywy, blogi są błogosławieństwem dla naszej próżności i pragnienia zwrócenia na siebie uwagi. A skoro jeszcze dziewczyna na ciebie naciska... czemu z tego nie skorzystać? Jest jeszcze jedna pozytywna strona bloga. Wrzeszczący na beczce osobnik może być bardzo upierdliwy, bloga wystarczy nie czytać.

plakat Gusa Heege'a 
   To chyba na razie tyle. Hmm... miałem być pozytywny. Cóż... Miłego dnia!

0 komentarze:

Prześlij komentarz