piątek, 18 października 2013

autor Morticia Jusz

Witam wszystkich (czyli zapewne jakieś dwie przypadkowe osoby) ;)
Wpadliśmy na pomysł prowadzenia bloga, powody są oczywiste: kasa, sława i błysk fleszy. Żeby nie było nudno, jak na naszym (w sumie moim) ostatnim blogu, postanowiliśmy rozszerzyć trochę specyfikę tego oto bloga. Poprzedni był typowo kulinarny i mimo, że oboje uwielbiamy gotować szybko nas znudził. Mierzenie, obliczanie i tak dalej, na dłuższą metę się u nas nie sprawdziło. Tym razem stwierdziliśmy, że postawimy na coś innego, coś co będzie dawało nam i potencjalnym czytelnikom więcej radości. Co to będzie przekonacie się z czasem (jak i pewnie my ;)
Aha no i tak, piszę ciągle my, my, my a nie napisałam kim jesteśmy. Nasza "drużyna" składa się ze mnie, czyli Mortici (imię odziedziczone po naszej uroczej kociej córce Mortici Junior ;) oraz Chestera (imię odziedziczone po naszym kocim synu Chesterze Juniorze ;) Tak więc, jest nas czwórka. Dwójka dorosłych oraz dwoje nieślubnych, włochatych dzieci. 

Teraz po tym miłym wstępie (w którego powstanie Chester niespecjalnie wierzył, ha!) przejdźmy do konkretów ;) Jakiś czas temu dostaliśmy wielki worek marchewek ze wsi. Umieściliśmy je w kartonie na naszym mikroskopijnym balkonie i tak sobie leżały. Aż pewnego dnia stwierdziliśmy, że coś trzeba z nimi zrobić. W trakcie dłuuuuugich godzin na uczelni wpadłam na kilka sposobów jak możemy je wykorzystać. Tak więc dzisiaj po przyjściu do domu wzięłam się za robienie naszego marchewkowego obiadu. 

Trzeba przyznać, że marchewki prosto z pola trochę różnią się od tych sklepowych. Między innymi dlatego, że tak wyglądają już PO myciu i szorowaniu:

                           
Chester Junior nie kwapił się do pomocy przy przygotowywaniu obiadu ;)

Z tych pięknych, wiejskich marchewek wyczarowałam kurczaka w miodowej glazurze z sezamem, a do tego smażony ryż z marchewką. 
  Porcja 750 kalorii (ryżu było dwa razy więcej niż na zdjęciu)
                            

Z racji ogromnej ilości marchewek jaką ugotowałam, kolację postanowiliśmy utrzymać w tym samym klimacie i tak oto powstał ostry krem z marchwi. 
Porcja, czyli 2,5 miseczki miała 150 kalorii.



Dzieci zmęczone wyczekiwaniem na to, że może im coś skapnie postanowiły iść spać (znowu!)
        Tym miłym akcentem zakończę mojego pierwszego posta, dobranoc!
Next
Nowszy post
Previous
This is the last post.

0 komentarze:

Prześlij komentarz