piątek, 21 lutego 2014

autor Morticia Jusz

O boziu ile ja się do tego zabierałam. Zaczęłam już w grudniu, no ale w grudniu nie bo mamy z Chesterem swoje święto to się nie opłaca, później Boże Narodzenie więc też się nie opłaca, po tym był Sylwester, więc też nie. Po Sylwestrze sesja to już w ogóle, po sesji Chestera urodziny, więc też opada. Po urodzinach walentynki więc znowu nie. No i parę dni temu Chester ogłosił, że jedzie na weekend do swojej rodzicielki, więc myślę sobie -nareszcie! (Nie nareszcie, że jedzie ale wreszcie nic nie stoi mi na przeszkodzie ;) Po całym tym trzymiesięcznym obżarstwie czułam się jak wieloryb. 

Ogólnie plan jest taki - trzy dni na warzywach, owocach i nabiale. Moim  celem nie jest zrzucenie wagi, chociaż nie narzekałabym. W diety cud nie wierzę i tego też tak nie mam zamiaru traktować. Po prostu fajnie by było poczuć się trochę lżej, nie być tak zapchanym tymi poświątecznymi pierogami, szubami i walentynkowymi czekoladkami.

Dzień pierwszy już za mną, zaraz idę spać. 


Na śniadanie zjadłam mango, do tego ser kozi z domową konfiturą z malin i jeżyn, a do tego świeżo wyciskany sok z białych grejpfrutów.


Dzień wcześniej zamówiłam zakupy i zaopatrzyłam się w brakujące produkty. Tysiąc jogurtów naturalnych, warzywa i owoce. Detoks nazwałam przedwiosennym, bo na wiosnę planuję coś dłuższego ale z większą różnorodnością składników. Na razie niestety trzeba się posiłkować importowanymi pomarańczami i mrożonymi warzywami. Tak czy inaczej, lepszy mrożony brokuł niż "świeży" batonik ;)


Na obiad i kolację zrobiłam wielki gar kremu z włoszczyzny i kalafiora. Przepisu nie podaję, bo wrzucałam wszystko na oko, a poza tym takie dietetyczne dania są proste jak budowa cepa. Takich miseczek zjadłam dzisiaj kilka  i nie czuję się głodna, ale nie czuję się też tak ciężko jak po moich ulubionych makaronach. Pamiętajcie tylko że jak już robicie sobie taki detoks to unikajcie kostek rosołowych, jeżeli nie macie czasu robić bulionu to użyjcie chociaż takich ekologicznych bez zbędnych dodatków. Mi zostało trochę bulionu z indyka, który robiłam do kremu z pomidorów dzień wcześniej, więc go wykorzystałam.

Dzisiaj niestety tak mało różnorodnie, bo miałam jeszcze rano zajęcia. Jutro zaplanowałam sobie dzień w domu, więc dania będą bardziej urozmaicone.

Oczywiście nie próbuję udawać tutaj jakiegoś znawcy diet, nie jestem dietetykiem więc nie zachęcam też nikogo żeby przeprowadzał takie eksperymenty dłuższy czas. Jednakże trzy dni na warzywkach jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziły, więc jeżeli czujecie się 'zapchani' poświątecznymi przysmakami z zamrażalnika to zachęcam do dołączenia.

Dobranoc i do jutra!

0 komentarze:

Prześlij komentarz