poniedziałek, 25 listopada 2013

autor Chester Kuja



   Gdy na imprezie podchodzi do mnie piąta osoba i syczy do ucha "stary, uspokój się, jesteś pijany", to się nie kłócę tylko idę spać. Są oczywiście tacy, którzy w tej sytuacji złapaliby za pobliską butelkę, rozbiliby ją w tulipana, wrzeszcząc "ja pijany?! ja, k***a, pijany?!!". Samokrytyka czy brak pewności siebie? Zależy pewnie od sytuacji. Na przykład, gdy podoba mi się film, na którym wszyscy nie zostawiają suchej nitki, czuję się dziwnie. "Czy oni wszyscy się mylą? Niemożliwe... Może ze mną jest coś nie tak?" W ramach autoterapii rozpoczynam nowy dział, w którym wychwalam filmy w powszechnej świadomości (czyt. na Filmwebie) uchodzące za gnioty.
   Zacznę filmem dość świeżym, ale na liście oczekujących są w większości starocie. W nieco odległy halloweenowy wieczór Morticia zażyczyła sobie filmu o duchach. Wybór padł na Haunter (polski tytuł Istnienie (że co?)). Moim skromnym zdaniem był to strzał w dziesiątkę. Nie obejdzie się bez spoilerów, więc bądźcie ostrzeżeni. I jeśli ktoś nie oglądał jeszcze Innych z Nicole Kidman, też proszę nie czytać (i film obejrzeć, bo świetny).
   Prawdę mówiąc już napisy początkowe filmu to oczywisty spoiler fabuły. I choć już po nich wiedziałem, o co mniej więcej będzie w filmie chodzić, w niczym nie popsuło mi to zabawy. Wśród półek, na których stoją słoje z uwięzionymi motylami, lata jeden, wolny motylek, by w końcu usiąść na jednym ze słojów naprzeciw innego, bliźniaczego motyla.
   Naszym motylkiem jest nastolatka, którą budzi trajkotanie brata przez krótkofalówkę zostawioną przy łóżku. Jak się okazuje już po 5 minutach filmu, nie jest to pierwszy i ostatni taki poranek. Krótko mówiąc mamy do czynienia z motywem w kółko powtarzającego się dnia znanym z Dnia Świstaka. Wtórność do tego filmu to pierwsza rzecz, jaką zarzuca się Haunterowi. Ale oprócz wyjątkowo kiepskiego odcinka Archiwum X (sezon 6, epizod Monday), nie widziałem nigdzie tego motywu, trudno go nazwać ogranym. Dzień Świstaka świetnie wykorzystał ten pomysł dla komedii, czemu nie spróbować teraz z horrorem? Zresztą, podczas gdy w The X-Files powtarzający się dzień był jedyną treścią całkiem pustego odcinka, w Istnieniu jest jedynie zawiązaniem fabuły i szybko schodzi na dalszy plan. Na pierwszy plan zaś wchodzą duchy, które zaczynają nawiedzać bohaterkę. Zarzutów wtórności jednak ciąg dalszy, bo szybko okazuje się, że bohaterki nie nękają umarli, a żywi, zaś ona sama jest tytułową "nawiedzaczką". Tam jednak, gdzie kończą się Inni, Istnienie dopiero się zaczyna.
   Swoją droga nie rozumiem tego całego narzekania. "To już było w tysiącach filmów", "to ściągnęli stamtąd"... Wszystko już kiedyś było. Wszystko już zostało wymyślone i opisane. Oczywiście chwała tym, którzy wymyślą coś całkiem nowego, ale można opowiedzieć stare historie w nowy, ciekawy sposób. Na tym polega postmodernizm. Istnienie nie grzeszy może oryginalnością, ale potrafi, wykorzystując motywy ze wspomnianych filmów, przedstawić w nowy sposób klasyczną opowieść o zbłąkanych duchach.
   Nie sposób się nie zgodzić jednak, że film jest pełen cliché. Ale w większości są to te ograne motywy, które zawsze się sprawdzają, przynajmniej dla mnie. Zabawa tablicą Ouija, świetlisty tunel, wreszcie nieprzeniknięta, mleczna mgła otaczająca dom. Dziwne, że o to nikt się nie czepia, a wszyscy wsiedli na Dzień Świstaka. Może jestem mało wymagający, ale dla mnie stara, sprawdzona mgła to jeden z najlepszych horrorowych motywów. Czy to w Silent Hill, czy w filmie Carpentera czy na motywach Kinga, czy też w zimny, jesienny poranek, mgła zawsze potrafi nastraszyć.



   Nie będę rozwodził się zbytnio nad następnym zarzutem, że "fabuła jest zbyt zawiła i nie wiadomo o co w filmie chodzi". Mogę dać tylko radę, nie obrażając nikogo, bo sam nie raz byłem w takiej sytuacji. Jeśli nie zrozumiałeś filmu, nie zakładaj z góry, że film jest głupi. Troszkę pokory nikomu nie zaszkodzi. Mogło ci coś umknąć, mogłeś czegoś nie zauważyć, mogłeś oglądać film nieuważnie. Przeczytaj najpierw opinię kogoś, kto film zrozumiał, potem oceń. Fabuła Istnienia jest moim skromnym zdaniem prosta i zrozumiała, jeśli tylko ma się otwarty umysł.
   W związku z tym bierzemy się za kolejny zarzut - brak logiki, łamanie ustalonych przez film zasad. Wg mnie wystarczy zrozumieć, że świat, w którym poruszają się bohaterowie, to świat duchów, świat, który rozgrywa się w ich umysłach. Łamanie zasad ustalonych przez siłę, która tu pociąga za sznurki, wyzwolenie się z symbolicznego słoja to właściwie oś fabuły. Nie należy się doszukiwać wielkiego sensu w czynnościach czy przedmiotach związanych z bohaterami, bo większość ma charakter dla nich symboliczny.
   Częste są też zarzuty drewnianego aktorstwa. Może jestem mało wymagający, ale dla mnie to tylko pusty frazes. Nikt może nie zasłużył tu na Oscara, ale wyważony, mało ekspresyjny sposób gry aktorów nasila wrażenie senności, zawieszenia, stagnacji, w jakiej znajdują się bohaterowie. Nie muszę mówić, jak bardzo to również buduje klimat. Abigail Breslin w głównej roli może również gra bez fajerwerków. Żeby być szczerym jej bohaterka jest na pozór do bólu sztampowa. Typowa obrażona na cały świat zagniewana nastolatka, jaką widzieliśmy w wielu filmach. Jednak ta zwyczajność w połączeniu z niezwykłą sytuacją, w jakiej bohaterka się znalazła daje pewien powiew świeżości. Wydaje się, że razem z główną bohaterką zapominamy chwilami, kim ona naprawdę jest.



   Na ogromny plus można zaliczyć filmowi straszenie klimatem i ograniczenie prymitywnych "jump scare'ów" do minimum. Osobiście uważam za wybitnie żałosne, gdy straszenie w poważnym filmie jest na poziomie internetowych screamerów. Jeśli ktoś horror rozumie jako festiwal krwi i flaków, też będzie zawiedziony. Ja jednak jestem z tych, którzy słysząc "horror" nie myślą "film z sekcji zwłok".
  W świetle tego, czym raczą nas ostatnimi czasy twórcy horrorów, Haunter to dla mnie perełka. Gorąco zachęcam, by opinie wymądrzających się, pretensjonalnych malkontentów puścić mimo uszu.

0 komentarze:

Prześlij komentarz